Górnicy z kopalni „Kłodawa” obawiają się zatrzymania produkcji soli i utraty miejsc pracy. Rolnicy boją się o swoje plony. A mieszkańcy o zdrowie. Powód? Tykająca bomba ekologiczna, w postaci kilku tysięcy ton niebezpiecznych śmieci, które miały być zutylizowane.
- Miały być ponoć nowe miejsca pracy, hale i zakład utylizacji. W zamian mamy za ogrodzeniem kopalni tykającą bombę, która zagraża nie tylko górnikom pracującym w kopalni soli, ale i plonom rolników i zdrowiu mieszkańców – mówi „Górnikowi” Grzegorz Pietrzak - przewodniczący ZZG w Polsce KS „Kłodawa”. Przeprowadzone kontrole inspektorów ochrony środowiska stwierdziły wśród przeróżnego asortymentu, śmieci komunalne i toksyczne odpady ze szpitali. Nagle w okolicy pojawiła się plaga much i różnych insektów i owadów. – Nie daj Boże, żeby to wszystko się zapaliło – tłumaczy nam przewodniczący. Trzeba by wstrzymać produkcję soli. Zagroziłoby to bezpieczeństwu górników. Boimy się o te toksyczne wydzieliny. Władze kopalni najbardziej boją się pożaru tych śmieci. Dym mógłby zostać zassany pod ziemię i zagrozić pracownikom. Odpady uprzykrzają życie również okolicznym rolnikom, którzy hodują zwierzęta. Mają duże gospodarstwa, po 300 krów. Boją się oni skażenia gleby i powietrza. Co wtedy z ich plonami, co z mlekiem? – martwią się okoliczni gospodarze.
Związki zawodowe z kopalni zapowiedziały blokadę drogi jeśli władze miejscowe nie wpłyną na szybkie zabranie tych śmieci przez firmę Anaco. Co ciekawe firma ta dostała w maju zezwolenie od starostwa kolskiego na półtora miesiąca na składowanie śmieci do końca czerwca. Tymczasem minął kolejny miesiąc a zamiast utylizacji śmieci wysypisko wciąż zagraża, choć właściciel zapowiedział jego usunięcie. Kiedy? Nie wiadomo.
Jak mówią pracownicy kopalni śmieci już przed 18 maja trafiały na obecne wysypisko. Szacuje się, że znajduje się na nim ponad 2 tysiące ton odpadów. Jak ocenili inspektorzy ochrony środowiska są tu również śmieci z zagranicy. Śmieci nie są jednak usuwane, a gmina odnotowała próby nielegalnego dowozu nowych śmieci. Dostęp do terenu monitoruje policja, straż miejska i kopalnia.
Jak wynika z informacji Wydziału Ochrony Środowiska UG w Kłodawie 11 maja pracownik w asyście Straży Miejskiej udał się na miejsce na kontrolę, wykonał wtedy pierwsze fotografie. I dopiero tego samego dnia firma zajmująca się odpadami złożyła wniosek do Starostwa Powiatowego o wydanie decyzji na magazynowanie odpadów. Kontrola starostwa na początku czerwca wykazała nieprawidłowości w ich składowaniu i wydała decyzję o zabezpieczeniu „śmieci” i dostosowaniu składowania do norm bezpieczeństwa. Firma przykryła wtedy odpady folią i oznakowała je. Jak się okazało, firma przy składaniu wniosku o pozwolenie na składowanie odpadów – nie posiadała nawet wpisu do PKD, co do charakteru prowadzonej działalności.
Mimo protestów kopalni i urzędu w Kłodawie śmieci nadal płynęły ciężarówkami na miejsce składowiska. Z relacji wynika, że z ciężarówek wylewały się różne ciecze itp., a w pobliżu śmieci pojawiły się ogromne szczury i nieznane owady.
Dobra informacja to brak pozwolenia starostwa na kolejny okres na składowanie odpadów. Zła, to upływający czas i coraz większe niebezpieczeństwo, że dojdzie do wybuchu bomby ekologicznej jaką stwarza wciąż nie usunięte wysypisko za ogrodzeniem kopalni. Niestety nawet jeszcze na początku lipca, kiedy odbywało się spotkanie mieszkańców z Urzędzie Gminy w sprawie śmieci, ciężarówki na rejestracjach angielskich usiłowały wjechać na teren śmietniska. Drogę wjazdu uniemożliwił patrol Straży Miejskiej.
- Sprawa jest poważna, bo wraz z opadami chemikalia z odpadów przedostają się do gruntu a przez to na miejsce pracy górników uwalniając niebezpieczne substancje. Dodatkowo wspomniane plagi owadów i gryzoni zagrażają najbardziej kopalni, gdyż składowisko znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie kopalni. Kolejnym powodem do niepokoju jest powietrze, które wpompowywane jest pod ziemię do miejsc urobku, powietrze które może zawierać niebezpieczne opary unoszące się z odpadów – wymienia nam jednym tchem przewodniczący Pietrzak.
Bomba wciąż tyka, a sprawa składowiska trafiła do prokuratury.
Jarosław Rudzki